Witajcie!
Drodzy, przepraszam, że na nowy post musieliście czekać
za długo. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że po prostu nie lubię bylejakości i tzw. zapchajdziur. Nie chciałam karmić Was mało interesującymi notkami i bezbarwnymi obrazami.
Teraz już wracam z nową mocą i solidną dawką zdjęć z obłędnego Amsterdamu! ;) Spędziłam w nim zaledwie 3 dni, ale mogę śmiało powiedzieć, że zakochałam się w tym mieście. W jego kolorycie i luzie, w kamieniczkach i krętych uliczkach. Jak dla mnie bomba.
Co prawda, zwiedzanie miasta, nawet przy pomocy mapy, nie należało do najłatwiejszych. Wszytko za sprawą wszędobylskich kanałów, których bliźniaczy widok niestrudzenie mylił drogę turystom:). Ahhh bym zapomniała! Rowery! One także nie ułatwiały pieszych wędrówek, pojawiały się znikąd. Mam wrażenie, że 99 proc. mieszkańców miasta korzysta z tego środka lokomocji, w myśl powiedzenia: kto ma rower- ten ma władzę. Dosłownie, pieszy musi bacznie uważać i nawet na chodniku ustępować drogi rowerom:). Istne szaleństwo! Choć to także w tym tkwi urok tego miasta.
Dosyć gadania, zapraszam na pierwszą serię zdjęć.
Ahh te kamienice! Skradły me serce...
Wszystko fajnie, ale ten mistrz drugiego planu... :D.
Wszystko się zgadza w stwierdzeniu, że Amsterdam to Wenecja Północy.
Na dziś to tyle, bądźcie czujni bo na kolejny post nie będziecie długo czekać ;).
Cześć!
Ginger